Gramofon odpicowałem, posłuchałem, doszedłem do wniosku, że nie ma się czego, nawet dziś, wstydzić. Nacieszylem się nim i... sprzedałem. Umówiłem się już z chętnym na jutro.
Kolejny polski wyrób z zamierzchłej i słusznie minionej epoki dostał drugą szansę. Jeszcze dziś dokonałem mu drobnej korekty obrotów na stroikach, bo po zmianie zewnętrznego potencjometru zero się delikatnie przesunęło i teraz już tylko czeka na nowego właściciela.